Today let's talk about ingredients.
In cosmetics. In makeup and skincare products.
What inspired this post was a comment exchange I had earlier this week with a certain beauty blogger. She happened to like the Lancome Miracle Cushion (my review - here), and that's fine. I'm sure many people love it and for them it's the best thing since pushup bras.
What was surprising was her explanation why. She had tried Korean cushions before - from Etude House and Laneige. And claimed that both of them broke her out. I'm not surprised by that. Every skin is different and we all have different breakout triggers.
But the blogger claimed that Korean cushions (as well as BB creams and foundations) are loaded with parabens, and she specifically singled out parabens as the reason for her breakouts.
According to her, the Lancome cushion is compatible to her skin, because what's inside it is better than what's inside Korean cushions.
When I pointed out how ill-informed and on how many levels that comment was, she deleted my replies. Oh well...
But that just goes to prove yet again that ingredient listings are a dangerous thing, especially in the hands of people who can't read.
Because if you blame your skin troubles on parabens in certain products, it might be a good idea to first check if there are parabens in said products. If there aren't any, you will end up looking less than credible, no matter how many comments you delete.
Dzis porozmawiajmy o skladach kosmetykow.
Czas najwyzszy.
Inspiracja do dzisiejszego wpisu byla wymiana komentarzy z pewna blogerka kosmetyczna (niepolska). Bardzo polubila sie z Lancome Miracle Cushion (moja recenzja tej poduszki - tutaj). I w porzadku. Wiele osob uwaza ta poduszke za cud, miod i orzeszki.
Co bylo dziwne w tym przypadku, to jej wyjasnienie dlaczego.
Otoz, probowala ona poprzednio koreanskich poduszek - Etude House i Laneige. I twierdzi, ze po obu z nich bardzo ja wysypalo. To samo w sobie nie jest dziwne. Kazda cera jest inna i reaguje inaczej.
Ale ta blogerka nie zatrzymala sie w tym miejscu i pedzila dalej.
Twierdzi ona, ze koreanskie poduszki (jak i BB kremy i podklady) sa naladowane parabenami i specjalnie podkreslila, ze to wlasnie parabeny ja wysypuja.
Wedlug niej, Lancome Miracle Cushion ma o wiele lepszy sklad niz koreanskie produkty.
Kiedy usilowalam jej wyjasnic, ze jest zle poinformowana na temat skladow koreanskich kosmetykow, usunela moje komentarze, zostawiajac tylko te, ktore "potwierdzaja" jej punkt widzenia.
To tylko dowodzi, ze sklady INCI to bardzo niebezpieczna rzecz, szczegolnie w rekach ludzi, ktorzy nie potrafia czytac.
Bo jesli winisz parabeny za swoje problemy skorne, to moze dobrze byloby zaczac od sprawdzenia czy dany produkt w ogole ma je w skladzie. Bo jesli nie, ale nadal upierasz sie przy swoim, to wyjdziesz na malo wiarygodna blogerke, bez wzgledu na to ile komentarzy skasujesz.
Like most of us, I use a lot of skincare products. I slather chemical compounds on my face, and other body parts, several times a day. All in the name of health and beauty.
Whether a cosmetic is natural, organic, or straight from the lab, does not matter to me.
What matters to me is whether its price tag reflects the contents.
Sadly, more often than not, this is not the case. We end up paying for pretty packaging and a luxury-evoking legacy name (yes, Global Shiseido, I'm looking at you!)
I don't mind bare bones ingredients, as long as the price of the product is also bare bones. By the same token, I'm willing to pay, even pay a lot, for ingredients and formulas that will never be found in cheap drugstore cosmetics. Whether those ingredients and formulas are proven to work, that's a whole different story. But hey, it doesn't hurt to try, right? Right.
Jak wiekszosc z nas, uzywam wielu kosmetykow. Klade na twarz i na cialo chemiczne czasteczki kilka razy dziennie. Wszystko dla zdrowia i urody.
Czy kosmetyk jest naturalny, organiczny, czy laboratoryjny, nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia.
Co ma znaczenie to fakt, czy cena kosmetyku odzwierciedla jego sklad.
Niestety, bardzo czesto, nie. Placimy za piekne opakowania i mit markowej nazwy przywolujacej na mysl luksus (tak, globalne Shiseido, do ciebie pije).
Nie mam nic przeciwko ubogim skladom w kosmetykach, o ile ich cena tez jest dla ubogich.
I tak samo, jestem w stanie zaplacic duzo za skladniki i formuly, ktorych nie znajde w osiedlowej drogerii. Czy te skladniki i formuly dzialaja, to juz zupelnie inna bajka i temat na inny wpis. Ale przeciez nie szkodzi sprobowac, nieprawdaz?
~~~
Personally, I don't believe that the fountain of youth and smooth skin will come to us purely from nature. If it existed in nature, we'd have it by now, I'm pretty sure. Nature can offer us a lot of help, but the key to stopping cell death will be developed in a cutting edge research lab using bioengineering and genetic science.
What it means to me is that I am equally willing to try cosmetics full of natural plant extracts, as well as exclusively lab born and bred chemical wonders.
I don't discriminate. Or maybe I discriminate equally. What an ox and moron.
I believe in better living through chemistry. And the more varied products I try, the better I know my skin.
Usually I try to stay away from deep and pseudo-scienfitic ingredient analyses, because simply, I'm not a scientist. But I know what cosDNA is for and, usually, before I start spewing nonsense, I try to check what the system has to say. It's there for a reason, you know. Because maybe it's not the parabens that are breaking you out (especially if there aren't any in a product you are talking about), but other acne triggers and skin irritants.
Osobiscie nie wierze, ze zrodlo wiecznej mlodosci i gladkiej skory trafi do nas z natury. Gdyby istnialo w naturze, juz bysmy byli na jego tropie. Natura ma wiele co zaoferowania i wspomaga nasze wysilki ku wiecznie gladkiej cerze, ale klucz do zatrzymania zmian starzenia na poziomie komorkowym zostanie odkryty w laboratorium naukowym, przy uzyciu najnowszych osiagniec w dziedzinie biotechnologii i inzynierii genetycznej.
Dla mnie znaczy to tyle, ze jestem tak samo sklonna uzywac kosmetykow pelnych naturalnych skladnikow i ekstraktow, jak i tych "pelnych chemii".
Nie dyskryminuje. A raczej - dyskryminuje wszystko na rownym poziomie.
Moje motto to "lepsze zycie dzieki chemii". I im wiecej roznych kosmetykow probuje, tym lepiej poznaje swoja cere.
Zazwyczaj staram sie trzymac z daleka od pseudo-naukowych analiz skladnikowych, bo po prostu nie jestem naukowcem w tej dziedzinie. Ale wiem czym jest cosDNA i zazwyczaj, zanim zaczne bredzic od rzeczy, sprawdzam co ten system ma do powiedzenia o skladzie danego kosmetyku. Bo to moze nie parabeny cie wysypuja (szczegolnie jesli produkt o ktorym mowisz ich nie ma!), a inne substancje oznaczone jako potencjalne przyczyny problemow skornych.
~~~
For what it's worth, according to cosDNA Etude House Any Cushion is relatively free off acne triggers and major irritants.
Laneige cushion has a couple of 4-point acne triggers (Ethylhexyl Palmitate, and Isopropyl Palmitate).
Wedlug cosDNA poduszka Etude House nie zawiera zadnych silnych wysypywaczy.
Poduszka Laneige ma dwa skladniki oznaczone jako silne (4 punkty) potencjalne przyczyny wypryskow - Ethylhexyl Palmitate, and Isopropyl Palmitate.
But surprise, surprise, so does Lancome Miracle Cushion - Isopropyl Myristate (which according to cosDNA is a major acne trigger) and Ethylhexyl Palmitate.
Ale niespodzianka, rowniez Lancome Miracle Cushion - Isopropyl Myristate (wedlug cosDNA stoi wysoko w kategorii "wysypywaczy") i Ethylhexyl Pamitate.
Link to the Lancome Miracle Cushion cosDNA analysis - here.
Link do analizy na stronie cosDNA - w zdaniu powyzej.
And as for parabens... well...
Apart from first checking if a given product has any, it might be a good idea to actually find out what parabens are what they do. But that would take some effort. And who has time for that?
Nonsensical pseudo-science is so much easier, right?
Even if you are allergic to science, Of Faces And Fingers (Beauty with an analytical perspective) has a very good write-up on parabens, in English, using simple words that even the dumbest blond (like me!) should be able to grasp. Enjoy!
A w temacie parabenow... hmmm...
Oprocz sprawdzenia skladu, czy dany kosmetyk rzeczywiscie je zawiera, dobrze byloby dowiedziec sie czym te parabeny sa i jakie maja zadanie. Ale to wymagaloby wysilku. A kto ma czas i ochote na wysilek?
Pseudo-naukowe bzdury sa przeciez duzo latwiejsze.
Nawet jesli masz alergiczna reakcje na nauki scisle, ten blog - Of Faces And Fingers (Beauty with an analytical perspective) ma bardzo dobry, rzetelny i szczegolowy wpis na ten temat. Nawet najglupsza blondynka (taka jak ja!) powinna zrozumiec o co chodzi. Wpis jest po angielsku, niestety.
Tidak ada komentar:
Posting Komentar